poniedziałek, 15 września 2014

ten widok proszę na wynos

Kolejny dzień w Nowej Szkocji. Po kapitalnym śniadaniu u Juany (borówka amerykańska w tym rejonie Kanady jest uprawiana na masową skalę więc nietrudno spotkać przysmaki śniadaniowe z jej dodatkiem) wyruszyliśmy na dalsze podboje Cape Breton. Dzień był słoneczny i była to sobota więc spodziewaliśmy się większego ruchu na szlakach (wczoraj na większości ścieżek byliśmy tylko my i natura).
Drogę z North Sydney (i wszystkich innych miejscowości na południowy-wschód od niego) do Cape Braton Highlands National Park of Canada można skrócić (o ok 50km) płynąc promem z Englishtown. Odległość do przepłynięcia jest tak krótka, że rejs wraz z załadunkiem trwa może z 6 minut (a kosztuje 5 dolarów bez względu czy to ciężarówka czy motocykl). Kapitan robi aż 200-250 takich rejsów dziennie. Zastanawialiśmy się czemu nie postawią tam po prostu mostu, wystarczyłoby nawet żeby łódź była odrobinę dłuższa, zacumowana na stałe i można by po niej przejeżdżać jak po kładce :)
Dziś rozpoczynamy od drugiej strony parku - Cheticamp. Dojeżdżając do miasteczka nawigacja kieruje skrótem przez nierówną polną drogę. Lepiej nie sugerować się nią i trzymać się głównej drogi (Cabot Trail) aż do samego wjazdu do parku-trasa jest dłuższa może o 5km, ale pokonuje się ją dużo szybciej, bo nie trzeba redukować do 40 przed każdą dziurą.

Zachodnia strona parku narodowego jest niemniej malownicza niż wschodnia. Wybraliśmy 3 szlaki (mapa w poprzednim poście):
1. (4) Le Buttereau- Niedługa pętla (40 min) głównie w lesie z pojawiającymi się co jakiś czas punktami widokowymi na ocean. Widok z tej strony bardzo przypomina drugą stronę Atlatyku - Capo da Roca w Portugalii. Teren często się zmienia i jest tu masa wiewiórek więc trasa nie jest nużąca. Warto.

2. (7) Skyline - najbardziej popularna trasa wśród turystów. Jest to jeden z niewielu szlaków, na które nie można zabierać psów. Powodem są łosie, które zamieszkują licznie tutejsze lasy (i ich spokój ducha niezmącony szczekiem psów). Szlak to niesymetryczna 3-godzinna pętla.
My rozpoczęliśmy od dłuższej strony, ścieżka wiedzie dłuuugo łagodnie w dół i po przywyknięciu do leśnego krajobrazu z prześwitującym oceanem, staje się nudna. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy, nasłuchiwaliśmy i wypatrywaliśmy jakiejś większej zwierzyny. Niestety na marne. W końcu dotarliśmy na cypel i wszystkie trudy wędrówki zostały nam wynagrodzone z nawiązką. Rozległy widok zapierał dech w piersiach:

3. (8) Bog - krótka, może 15-minutowa pętla po płaskim bagnistym terenie wyłożona kładką. Główną jej atrakcją są owadożerne rośliny. Lepiej spożytkować ten czas gdzie indziej.

Opuszczamy magiczną wyspę Cape Breton z nadzieją, że jeszcze kiedyś uda nam się powrócić w ten środek krainy trolli i druidów. Świat chyba też chciałby żebyśmy zostali, ponieważ w drodze powrotnej towarzyszy nam rzęsisty deszcz.
Powoli rozpoczynamy powrót, ale czeka nas jeszcze ponad 2000 km po tej niesamowitej części świata oraz kilka przystanków po drodze.

Żałuję, że zarówno Nowa Szkocja jak i Nowy Brunszwik nie doczekały się solidnego opisu w polskich przewodnikach. To regiony obfite w atrakcje, obłędne krajobrazy i jedyne w swoim rodzaju jedzenie. Gorąco polecam obrać te prowincje jako cel swojego kolejnego urlopu :)

Jeżeli jest coś co chcielibyście wiedzieć o Kanadzie-pytajcie! Postaram się znaleźć odpowiedź :)

2 komentarze:

  1. czy syrop klonowy jest w Kanadzie tak popularny jak się zwykło mówić? czy może mieszkańcy wcale go nie lubią? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amelie o syropie klonowym będzie więcej w kolejnym poście, ale można powiedzieć, że Kanadyjczycy się nim zajadają :)

      Usuń