czwartek, 11 września 2014

co te wieloryby

Drugiego dnia z samego rana wróciliśmy do centrum Saint John z zamiarem zrobienia zakupów na słynnym City Market. To czego nie widzieliśmy wczoraj to podziemne i naziemne przejścia łączące ze sobą całą środkową część miasteczka. Na wspomnianym wcześniej rynku można zaopatrzyć się w świeże warzywa, produkty lokalne oraz miejscową sztukę. Kupiliśmy wodororosty, tutejszy przysmak, mieszkańcy jedzą je niczym czipsy. Jak w całym Nowym Brunszwiku spotkaliśmy też przemiłych ludzi żywo zainteresowanych naszą podróżą :)

Jeszcze przed południem wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do maleńkiego Saint Andrews oddalonego o 110km, na zarezerwowany poprzedniego dnia rejs, w celu zobaczenia wielorybów. Organizatorów takich wypraw w miasteczku jest sporo, wszyscy mieszczą się przy niewielkim placu tuż przy pomoście. My wybraliśmy firmę Jolly Breeze i byliśmy baaardzo zadowoleni ( mają też zniżki dla studentów).
O 13:30 wypłynęliśmy, na pokładzie kameralnej łajby było nie więcej niż 30 osób, załoga składała się z kapitana, jego pomocnika Dave`a, i dwóch kobiet biologów - Genny i Sheuny. Od samego początku nie pozwalali się nudzić: opowiadali o mijanych wyspach, malowali na kolorowo twarze młodszym uczestnikom naszej wycieczki i serwowali ciepłe napoje. W końcu wypłynęliśmy na ocean! Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się wielorybów :) obserwowaliśmy olbrzymią matkę liczącą co najmniej 3 długości naszej łodzi oraz jej maleństwo. "Mały" wieloryb liczył ok 10 metrów długości i musiał mieć mniej niż rok, ponieważ po 12 miesiącach młode oddzielają się od matki. Był to drugi co do wielkości rodzaj żyjący na świecie o nazwie Finback. W tych wodach można spotkać je wyłącznie w lecie i wczesną jesienią. Przypływają tutaj zrobic zapasy przed zimą i jedzą plankton, którego w wodach Kanady sporo. Pod koniec października odpływają na południe. Śledziliśmy te ogromne ryby przez jakiś czas, a tymczasem one zaczeły się z nami bawić, nurkować i przepływać pod łodzią. Spotkaliśmy też innych spragnionych widoku wielorybów :)

W drodze powrotnej podpłynęliśmy do wyspy, na której wygrzewało się stado fok. Trudo powiedzieć kto był bardziej zainteresowany kim: czy my nimi czy też one nami. Te, które były w wodzie co chwilę wynurzały się żeby nas obserwować, a te które zostały na lądzie nie spuszczały nas z oka :)

Załoga serwowała gorącą zupę (każdy z nas dostał jej przepis), panie biolog pokazywały morskie zwierzęta, które żyją w tych wodach, a z Davem ucięliśmy sobie dłuższa pogawędkę, ponieważ okazało się, że pochodzi z Nowej Szkocji. Jest to cel naszej jutrzejszej podrózy więc wypytaliśmy go o wskazówki i rady :)

Ok godziny 18 nasz rejs dobiegł końca. Wsiedliśmy do samochodu i tuż przy wyjeździe z Saint Andrews musieliśmy niespodziewanie zwolnić. Okazało się, że łania z małym jelonkiem obrała sobie trasę spaceru dokładnie w poprzek drogi i ani jej nie było w głowie przyspieszać. Spokojnie poczekaliśmy obserwując zwierzęta.

Ponieważ z internetem w Nowym Brunszwiku na bakier, stoję właśnie pod zamkniętą restauracją i mam nadzieję, że uda mi się dodać post przed 23 :)

Pozdrawiam serdecznie i całuję szczególnie Zuzę, Orłaktórymaimię, Sylwię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz