sobota, 11 października 2014

Kanadyjski Paryż


W mieście Quebec byliśmy dwa razy: spędziliśmy tu 2 dni po przylocie z Toronto, wypożyczyliśmy samochód i wyruszyliśmy na podbój Nowego Brunszwiku i Nowej Szkocji; a następnie jeden dzień po powrocie, w oczekiwaniu na pociąg do Montrealu. W tym czasie zdążyliśmy poznać wszystkie główne atrakcje turystyczne tego miasta, a nawet udać się na krótką wycieczkę w podmiejskie tereny.


Quebec zdecydowanie różni się od odwiedzanego przez nas wcześniej Toronto: architektura jest bardziej europejska (z resztą tym właśnie miasto chwali się na wszystkich ulotkach), królują wąskie uliczki, malownicze kamienice, brak tu takiej przestrzeni jak w miastach Ontario. Mnie Quebec kojarzy się z paryską dzielnicą Montmartre, tym bardziej, że miasto jest francuskojęzyczne. Jest to stolica całej prowincji Quebec, która w 95% posługuje się językiem francuskim i jest największą prowincją Kanady. Odbyły się tu nawet dwa referendum, ostatnie w 1995 roku, mające zdecydować o całkowitym oddzieleniu się Quebecu od Kanady. Referendum w prawdzie zostało przegrane (marginesem mniej niż jednego procenta!), ale Quebec wciąż ma więcej powiązań z Francją niż z angielską częścią Kanady.

 
Miasto leży wzdłuż Rzeki Świętego Wawrzyńca na szczycie stromej skarpy Cap Diament.

 
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od ścisłego centrum zwanego Vieux-Quebec. Piętrzy się nam nim olbrzymi hotel Chateau Frontenac, który podobno jest najczęściej fotografowanym hotelem na świecie.

 
Tuż obok wybudowany jest piękny drewniany taras – terrasse Dufferin, który ciągnie się wzdłuż rzeki, następnie przekształca się w dziką promenadę, po której co jakiś czas trzeba wspinać się po schodach aż do samej cytadeli. Cytadela to największa obsadzona wojskiem twierdza w Ameryce Północnej. Ma kształt gwiazdy i składa się z 25 budynków.

Aby z górnej części miasta dostać się do Basse-Ville można zjechać kolejką znajdującą się w okolicach wspomnianego wcześniej hotelu, ale jej cena zdecydowanie zachęca do pokonania tej trasy schodami. Tutaj czeka na nas drugi Paryż: urokliwe uliczki, mnóstwo prześlicznych restauracji, masa sklepów z ręcznymi wyrobami.


 
Przechadzając się Rue du Petit-Champlain gorąco zachęcam do zaglądania do niewielkich galerii z oryginalnym wyrobami. Tuż przy skrzyżowaniu z Rue Sousle-Fort znajduje się m.in. sklep z oryginalną odzieżą kanadyjską ( Zazou), kapitalny butik wyrobów ze szkła (Boutique des metiers d’art du Quebec), genialna galeria najróżniejszych wyrobów z metalu czy też najlepszy jaki udało mi się spotkać sklep z wyrobami indiańskimi (Chasse Galerie Botique).

 

Spacerując wąskimi uliczkami można natrafić na olbrzymią ilość ciekawych knajpek. My skusiliśmy się na nachosy na Escalier Casse – Cou, a wieczorem trafiliśmy do genialnego miejsca przy Rue du Petit-Champlain o nazwie Le Lapin Saute. Jest to knajpa gdzie można zasmakować królika przyrządzanego na wiele sposobów. Polecam wybrać talerz dla dwojga, na którym znajdują się różne mięsa, a kelner w przystępny sposób objaśnia jak zostały przygotowane. Trzeba pamiętać, że kelnerzy w Quebec przyzwyczajeni są do napiwków i często przypominają o nich przed opuszczeniem restauracji.

Wracając do hotelu ulicą pełną sklepów z pamiątkami i czasowo zamykaną dla ruchu samochodowego – Rue Saint Jean mijamy wiele miejsc przygotowanych od ulicznych wystąpień. Miasto wspiera takie przedsięwzięcia i wystawia bilbordy zachęcające widzów do udziału.


Widzieliśmy też nietypowy sposób na spędzanie wieczoru kawalerskiego:

 

Quebec city z pewnością może zrobić wrażenie. Jednak dla osób zwiedzających wcześniej europejskie dzielnice pewnie nie będzie wielka atrakcją. My spędziliśmy tam większość czasu spacerując po licznych ulicach starego miasta, ale zdecydowanie bardziej niż wizyty w stolicy prowincji Quebec czekaliśmy na wycieczki po parkach narodowych i wypatrywanie dzikiej zwierzyny.

 
 
Pozdrawiam gorąco w te piękne jesienne dni :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz